Piaskowa wilczyca szła przez skaliste wzgórza. Wracała tą samą drogą, którą przybyła do stada. Pogoda była mniej zabójcza bez wysokich temperatur i pustego nieba. Teraz mnóstwo chmur okrywało oblicze słońca a wiatr chłodził co nagrzały przypadkiem zbiegłe promienie. Po wczorajszym deszczu skały gdzieniegdzie dalej były mokre i źle postawiona łapa skutkowała obsunięciem się wilczycy. Już nieco zmęczona posuwała się powoli do przodu. Musiała odciążać bolącą przednią łapę, co bardziej opóźniało wędrówkę.
Wystarczyło, że naruszyła ją sobie niedawno, by dawny ból powrócił z dużą mocą. Zwykle wilczyca tłumiła ból słabymi wywarami, lecz tym razem nic nie pomagało. Owszem, mogła wyleczyć łapę na dobre, nie przyszłoby to łatwo, ale możliwość istniała. Tylko, że nie. To była jej kara za przeszłość, z tym musiała żyć, bo inaczej odrzuciłaby wszystko co jej wpojono w dzieciństwie. Wszystkie wartości i zwyczaje. Prawda, że nie trzymała się tego bardzo ściśle, ale jeśli chciała zachować to, kim naprawdę była, to przynajmniej tej jednej zasady powinna się trzymać, aby pozostać wierna tradycji. Kara jest karą i to trzeba uszanować. Kiedyś przyszło jej na myśl, by zerwać z przeszłością i próbowała wyleczyć różnymi maściami swą przypadłość. Niestety nie udało się to całkowicie. Bolesne ćmienie zastąpiły niespodziewane ataki. Czasem nie dawały o sobie znać przez wiele miesięcy aż do momentu, gdy normalne stąpnięcie, wcześniej zupełnie bezpieczne, wywoływało osty ból. Wtedy myślała, że nic się nie da w tej kwestii zrobić. Jednak wraz ze wzrostem wiedzy medycznej i zielarskiej, kiełkowały w jej umyśle nowe pomysły. Lecz wyrosło także postanowienie uszanowania kary i zdusiło wszelkie kiełki.
Jedyne czemu się przeciwstawiała to zbyt silny ból uniemożliwiający funkcjonowanie. Kara miała tylko przypominać o niewłaściwości jej czynów, a nie zniszczyć jej życie. Więc za pomocą różnych substancji redukowała ból do pierwotnego, ćmiącego stanu, który po pewnym czasie zanikał.
Wilczyca stanęła, wciągając w płuca zapach niedalekiej łąki. Widziała tam wcześniej odmianę maków, które najbardziej nadawały się do jej celu. Akurat trafiła w najlepszą porę do zbierania makówek. Już dojrzałe lada chwila miały rozsypać swoją zawartość. Kilka minut zajęło piaskowej dotarcie do granic łąki i tyle samo na pozbieranie nasion do kwadratowej chusty. Nieco odpoczęła, oglądając co też innego można by pozyskiwać spośród okolicznej flory. Zebrała rogi materiału do pyska i po kamiennych wzgórzach zawróciła na tereny stada. Planowała iść do jaskini maga, ale szybko zmieniła zdanie. Nie chciała, żeby inny dowiedzieli się co za substancje tworzy zielarka. Poszła więc w stronę swego pochyłego drzewa. Wśród gałęzi była niewidoczna a konary tworzyły dość zbitą całość, więc nie było ryzyka upadku. Na czas zimy będzie musiała znaleźć inną siedzibę, ale kto wie czy w ogóle dożyje zimy.
[Zrobiło mi się smutek w sercu jak to przeczytałem. Ale dobrze, że ktoś w końcu tu coś napisał, daję pochwałę Alphy ^^. Przekonałaś mnie do tego bym zaczął coś pisać.]
OdpowiedzUsuń[ opium? No pięknie, pięknie!]
OdpowiedzUsuń{Gdzie, co, jak? Jakie opium, panie władzo, ktoś mi musiał podrzucić!}
Usuń